Wszystko, czego monsieur Point dodawał do
swych potraw, musiało... Gdzieś w środku domu zadzwonił telefon. - Kurwa! - wykrzyknął Bill Wilson. - Cięcie! - zarządził ktoś inny. Telefon umilkł i Lizzie czekała na znak od reżysera. - Akcja! - Wszystko, czego monsieur Point dodawał... - Cięcie! Lizzie osłoniła oczy przed reflektorem. - Co ja zrobiłam? - Trochę za bardzo się błyszczysz. Niech ją ktoś przypudruje! - zawołał głośno reżyser, po czym już ciszej zapytał: - Dobrze się czujesz, Lizzie? - Trochę tu za gorąco. - To normalka. - Wiem. - Młody człowiek dotknął puszkiem do pudru jej twarzy, po czym wycofał się poza zasięg reflektorów. - Jestem gotowa, Bill. - Od nowa! - Och... Od „Fernand Point uważał..."? - Od samego początku, proszę. Lizzie popatrzyła na kurczaka, modląc się w duchu, by nie wyśliznął się z jej mokrych od potu dłoni, i zaczęła po raz kolejny mówić tekst. - Byłaś fantastyczna, skarbie - pochwalił ją Bill Wilson po godzinie albo - jak wydawało się Lizzie - po dwudziestu godzinach, całując ją w rozgrzany, wilgotny policzek. - I czyż ten kurczak nie wygląda bajecznie? - Jest taki piperowski - zauważył Richard Arden, całując ją także. - Tylko niech nikt nie waży się go jeść - ostrzegła ich Lizzie, kiedy reflektory zgasły, oślepiając ją na chwilę. - Dlaczego? - Z mroku wynurzyła się twarz Susan. - Pachnie bosko! - Bo po pierwsze, nie sądzę, żeby był specjalnie świeży, po drugie, za długo tkwił w żarze reflektorów, a poza tym nie piekł się tyle, ile powinien. Nie wydaje mi się, żeby zatrucie salmonellą było tym, czego nam trzeba najbardziej. - Ale i tak zapach jest fantastyczny - upierała się Susan. - Więc najwyraźniej zapachy potrafią kłamać. Mogę powiedzieć tyle, że Fernand Point musi przewracać się w grobie. Po nakręceniu pierwszego odcinka Lizzie, Susan i Ar-den odlecieli z Lyonu do Nicei, skąd samochodem pojechali przez granicę do San Remo. Bill i Gina pokonali tę trasę pociągiem, reszta ekipy zaś wyruszyła do miejsca przeznaczenia autostradami przez Niceę i Ventimiglia. Il Dottore- jak poinformowano Lizzie w recepcji