drodze do kantoru Dunmire'a zrozumiałem, że nie potrafię z nich skorzystać. Nie mógłbym
potem spojrzeć na siebie w lustrze. I wtedy... - głos Aleca zniżył, się do bolesnego szeptu - kazałem woźnicy, żeby mnie wiózł do Evy Campion. Becky patrzyła na niego z lękiem. Alec dotknął jej ręki, nabrał ponownie tchu i zmusił się, żeby mówić dalej. - Eva... jest wdową, i to zamożną. Może robić, co tylko chce. Przez całe lata próbowała mnie do siebie zwabić, ale ja bym nigdy... ja... o wiele wcześniej słyszałem o niej i o... różnych jej upodobaniach. No, ale w końcu... zawarliśmy pewien układ. - Rozumiem. - Urywane słowa Aleca były czymś, co ją wręcz poraziło, jakby otrzymała cios prosto w pierś. Choć siedziała bez słowa, w głowie miała dziki zamęt, bo to, co Alec próbował jej teraz powiedzieć, dotarło do niej, nim jeszcze usłyszała jego słowa. Alec był blady, lecz w końcu zdołał wykrztusić: - Eva spłaciła Dunmire'a w zamian za moje... usługi miłosne. Trwało to ponad rok. Nie chciała zapłacić mu wszystkiego od razu, tak ją radowała władza, jaką zyskała nade mną. Przechwalała się nią przed wszystkimi, bawiło ją badanie, jak daleko może się posunąć w poniewieraniu mną. - Dlaczego twoi bliscy pozwolili na coś podobnego? - Nie znali prawdy o mojej sytuacji. A ja nie miałem ochoty wyjaśniać im szczegółów opresji, w jakiej się znalazłem z powodu własnej głupoty. Nie mogłem znieść myśli, że będą o mnie mieli jeszcze gorsze zdanie. Cieszyłem się, że nie trafiłem do więzienia, a Dunmire dostał, co chciał. Wśród dobrego towarzystwa niektórzy ludzie zgorszyli się moim postępowaniem. Straciłem z tego powodu wiele zaproszeń do dobrych domów. Inni uważali, że to hulaszczy wybryk. Chełpiłem się nim cynicznie, lecz biedna, bezgranicznie mi oddana Lizzie była zdruzgotana. Uznała to, co zrobiłem, za najczarniejszą zdradę, „żarcik”, na który się ważyłem, złamał jej życie. Przynajmniej dopóki nie poznała Deva. A wiesz, co było najgorsze? Spojrzała na niego oniemiała. Zrobił więc coś jeszcze gorszego? - Kiedy zrozumiałem, że się pokochali, próbowałem odbić Devowi Lizzie, niczym bezmyślny samolub. A nawet... oświadczyłem się jej. - Czy naprawdę ją kochałeś? Milczał przez dłuższą chwilę. - Nie czułem względem niej tego, co teraz ty we mnie budzisz, Lizzie zawsze była mi droga, ale oświadczyłem się jej ze strachu, że jeśli wybierze Deva, to już nikt nigdy nie będzie mnie kochał. A potem spotkałem ciebie. I po pewnym czasie zrozumiałem, że lepiej jest dawać, niż brać. Kiedy cię po raz pierwszy zobaczyłem, czułem, że coś mnie ku tobie popycha. Ze będę mógł ci pomóc i że... że ty nie będziesz mnie surowo osądzać. Że mnie zrozumiesz. Nie wiedziałem o twojej niewinności. Prawdę mówiąc, zapomniałem już, czym ona jest. Dopiero przy tobie zyskałem szansę, żeby coś komuś podarować. Nigdy wcześniej tego nie robiłem. Zawsze będę ci wdzięczny za to, że pozwoliłaś sobie pomóc i obdarzyłaś mnie zaufaniem na tyle, bym mógł się o ciebie zatroszczyć. Dzięki temu znów mogę zacząć dobrze myśleć o sobie. W każdym razie miałem szczery zamiar zwierzyć ci się ze wszystkiego, gdy tylko skończymy z Kurkowem. Nie chciałem niszczyć twojej wiary we mnie, bo tylko bym cię przeraził i zniweczył przeświadczenie, że będę mógł cię ocalić. Poza tym bałem się, że cię utracę. Becky miała ochotę się rozpłakać, ale tylko spojrzała na Ale - ca, a potem spuściła głowę i skrzyżowała ręce na piersi. Usiłowała coś powiedzieć, oszołomiona, zbolała i przejęta. Przymknęła oczy, pragnąc się opanować. W końcu to ona nalegała, żeby jej wszystko wyznał. Skoro zaś zrobił to z dobrej woli, może jej już nigdy więcej nie zaufać, jeśli go teraz zrani. - Nie musisz za mnie wychodzić, jeżeli tego nie chcesz - powiedział z przygnębieniem. - Potrafię to zrozumieć. A zatem dał jej szansę. Mogła się wycofać. Byłaby szalona, ryzykując związek z kimś jego pokroju. Postanowiła jednak być głucha na głos rozsądku. Źródłem czynów Aleca było poczucie pustki, a nie cynizm. I tylko ona mogła tę pustkę zapełnić. Nie, nie zrani go teraz, bo byłoby to czymś jeszcze gorszym niż wszystkie jego postępki.