hazard. Mieszkał z żoną przez trzy miesiące, póki mnie nie poczęli. Potem zawiózł ją do
Lowdham, małej posiadłości Balfourów w Nottingham. Tam się urodziłem i tam matka spędziła następnych jedenaście lat, tęskniąc za Londynem, przyjaciółmi i dawnym życiem, ale nie podjęła żadnej próby, żeby to wszystko odzyskać. Widziałem ojca raptem sześć razy, wliczając pogrzeb. - Och! - wyszeptała Alexandra. - Od kobiet, które pragnęły mnie usidlić, nieraz słyszałem, że to widok całkowitej bezradności i nieszczęścia mojej matki wywołał we mnie niechęć do małżeństwa. Zgadzam się z nimi. - Ale mimo tej niechęci zamierza się pan teraz ożenić. - Zgodnie z moją wolą ziemie i tytuły Balfourów miał odziedziczyć mój kuzyn i jego potomstwo. James zginął rok temu w Belgii, kiedy w jego obozie eksplodował wóz z prochem. Nie wiem, czy w ogóle go pogrzebano. Niewiele z niego zostało. Mówił spokojnie, ale czuła, że jest napięty jak struna. Gdy pod wpływem impulsu oparła głowę o jego ramię, odprężył się trochę. - Tęskni pan za nim. - Tak. Jedynym mężczyzną w rodzie został wuj Oscar, ale wkrótce on też umarł, co oznacza... - Że jeśli nie dochowa się pan dziedzica, pańska fortuna i tytuł przypadną dzieciom Rose. - Moja kuzynka już osiągnęła stosowny wiek, zatem sama pani rozumie... - Zawsze może się pan pogodzić z sytuacją. Hrabia prychnął. - Nie czuję aż takiej nienawiści do swoich przodków. Poza tym muszę podtrzymać tradycję. Zdaje się, że na razie wiernie naśladuję ojca. - Wątpię. Słyszała różne rzeczy, ale nie potrafiła sobie wyobrazić, że Lucien Balfour mógłby być dla kogoś okrutny. - Opowiedziałem o sobie. Teraz pani kolej, Alexandro. A już się łudziła, że zapomniał o umowie. - W porównaniu z pańską moja historia jest prosta. - Zamieniam się w słuch. - Nie spodziewam się zmiękczyć pańskiego serca. - Nie mam serca. Proszę mówić. Próbowała się odsunąć, ale trzymał ją mocno. - Dobrze. Moja matka Margaret Retting zakochała się w malarzu i wyszła za niego za mąż. Jego dziadek wprawdzie był hrabią, ale prowadził skromne życie. Mój wuj nosił już wtedy tytuł diuka i dla niego Christopher Gallant nie istniał. Od razu wydziedziczył swoją siostrę. Lucien pogłaskał jej dłoń. - Rodzice uparli się, żeby mnie wykształcić, skoro nie mogłam liczyć na rodzinny majątek. Zapisali mnie do Akademii Panny Grenville i dwa lata później oboje umarli na zapalenie płuc. Wydałam wszystkie oszczędności na ich pogrzeb i spłacenie długów. Poczuła ściskanie w gardle, jak zawsze, gdy wspominała sprzedaż biżuterii matki i pięknych obrazów ojca za ułamek ich wartości. - A wuj nie chciał pani pomóc finansowo. To nie było pytanie, ale potrząsnęła głową. - Napisałam do niego, bo zabrakło mi pieniędzy na dalszą naukę. Odpisał, lecz nawet nie raczył nakleić znaczka na kopertę. Przypomniał w liście, że ostrzegał moją matkę przed popełnieniem głupstwa i teraz nie zamierza płacić za jej błędy. Wywnioskowałam, że i mnie zalicza do tych błędów. - Dobrze wiedzieć, że są na świecie więksi dranie niż ja. To pocieszające - stwierdził hrabia i znowu pogłaskał ją po ręce. - I co było dalej? - Panna Grenville dała mi uczniów, tak że zarabiałam na siebie do czasu ukończenia nauki. Później pracowałam jako guwernantka albo dama do towarzystwa. A teraz jestem tutaj