kora wysokie obcasy
- Gdzie jest mój siostrzeniec? - zapytała Fiona, wmaszerowując do jadalni. Pomarańczowe włosy, nawinięte na papiloty, sterczały na wszystkie strony, przyćmiewając anemiczne światło poranka, które sączyło się przez okno. - Dzień dobry, pani Del... - Wcale nie jest dobry. Gdzie Lucien? Wimbole pospiesznie zniknął za drzwiami. - Wyjechał godzinę temu - odpowiedziała Alexandra. - Coś się stało? - Oczywiście, że się stało. Pokojówka poinformowała mnie, że wybrał się na piknik z córką jakiegoś markiza! - Tak? - Tak! Zostawia moją biedną Rose, a sam spędza czas z obcymi osobami! Jestem wstrząśnięta. Wstrząśnięta i zaniepokojona. - Cóż, z pewnością... - Nie! Niech pani nie próbuje mnie pocieszać! Rose, musisz bardziej się starać, jeśli mamy zmiękczyć serce Luciena. - Tak, mamo. Po tych słowach pani Delacroix poprosiła o ciasto i gorącą czekoladę dla uspokojenia nerwów i wróciła na górę. Alexandra najchętniej napiłaby się brandy. Hrabia nie wrócił o zapowiedzianej porze. Jeszcze przez dwie godziny po kolacji Alexandra musiała wysłuchiwać najświeższych plotek i tyrady Fiony Delacroix na temat skandalicznych paryskich mód i obyczajów. W końcu uciekła do biblioteki ze szklanką ciepłego mleka i tomem poezji Byrona. Mogła pójść do swojego pokoju, ale doskonale wiedziała, dlaczego tego nie robi. Znacznie trudniej było jej odpowiedzieć na pytanie, dlaczego czeka na lorda Kilcairna. Wolała się nad tym nie zastanawiać. W ciągu dnia wiele razy przyłapywała się na wspominaniu jego pocałunków. Śmiała propozycja już nie wydawała się taka oburzająca. Oczywiście nie zamierzała się na nią zgodzić, ale czuła się mile połechtana w swej dumie, że tak światowy mężczyzna jak Lucien Balfour jej pożąda. - Nie wiedziałem, że samotne młode damy czytują Byrona - rozległ się od drzwi cichy głos. Aż podskoczyła w fotelu. - Większość dżentelmenów nie ma pojęcia, że damy w ogóle potrafią czytać. - Przesunęła wzrokiem po nienagannym stroju, spojrzała w szare oczy, które obserwowały każdy jej gest. Nagle poczuła drżenie. - Jak udał się piknik? Hrabia sposępniał. - Okropny. A jak minął dzień z harpiami? - Przypuszczam, że mówi pan o paniach Delacroix. Bardzo pracowicie, dziękuję. Pańska ciotka poznała lady Halverston, która podziela jej pogląd w kwestii moczenia koszul, żeby przylegały do ciała. - To najlepsza moda od czasów, kiedy Amazonki paradowały z nagimi piersiami. - Usiadł w fotelu naprzeciwko niej. - Czy Rose jest gotowa na jutrzejsze przyjęcie? - Mógł mnie pan spytać, nim pan przyjął zaproszenie - stwierdziła, odkładając książkę. - Nie zamierzam planować życia towarzyskiego w taki sposób, żeby zadowolić guwernantkę mojej drogiej kuzynki. Choć może pani w to nie uwierzy, dokonałem starannego wyboru. - Tak, zauważyłam - powiedziała, zirytowana jego arogancją, choć zdawała sobie sprawę, że hrabia celowo ją drażni. Najwyraźniej lubił jej ostre repliki, więc postąpiłaby niegrzecznie, gdyby nie spełniła jego życzenia. - Nie sądziłam, że człowiek o pańskiej reputacji ma tylu statecznych znajomych. Kilcairn skrzywił twarz. - Dlatego unikam ich, jak mogę. - Odchylił głowę i spojrzał na nią spod przymkniętych powiek. - Myślała pani o naszej porannej rozmowie? Po plecach przebiegł jej dreszcz. Przez cały dzień nie była w stanie myśleć o niczym innym.